Skip to content

Czy warto oszczędzać energię? Debata “Dziennika Polskiego” i “Gazety Krakowskiej” z udziałem eksperta Katedry Energetyki PK dr hab. inż. Damiana Muniaka, prof. PK

Drewno, węgiel, gaz, pompy ciepła, fotowoltaika, energia wiatru i fal, a może wodór lub energia z atomu. Co wybrać, aby żyć w zgodzie z naturą, ograniczyć emisję szkodliwych substancji do atmosfery, a jednocześnie mieć odpowiednią ilość energii, by nie powrócić do epoki „kamienia łupanego”? Czego potrzebujemy, aby oszczędnie gospodarować energią? Nad tym zastanawialiśmy się podczas debaty z okazji „Międzynarodowego dnia oszczędzania energii”.
Naszymi gośćmi byli eksperci i praktycy: DAMIAN MUNIAK, profesor Katedry Energetyki, jednej z najbardziej dynamicznych na Politechnice Krakowskiej; MARIUSZ KRYSTIAN, wójt gminy Spytkowice, jednego z najbardziej prężnych samorządów w Małopolsce oraz ANDRZEJ SZYMKOWICZ, właściciel SmartHousing, firmy projektującej oraz wykonującej instalacje inteligentnego budynku.
Odtwórz wideo
Marek Długopolski: – Kiedy narodziła się świadomość oszczędzania energii?

Damian Muniak, profesor Katedry Energetyki Politechniki Krakowskiej: – Idea oszczędzanie energii narodziła się wtedy, gdy człowiek nabył umiejętność rozpalania ognia. Już w tym czasie trzeba było bowiem umiejętnie korzystać z dobrodziejstwa ciepła, które niósł. Natomiast w czasach nam współczesnych, takim pierwszym krokiem do szerszych działań, bardziej usystematyzowanych, był pierwszy kryzys energetyczny, zwany też kryzysem paliwowym, a więc lata 70. XX wieku. Wtedy to pojawiła się świadomość, że przy niepewności dostarczania nośników energii, ich ceny mogą być bardzo wysokie. Sytuacja ta bardzo mocno odbiła się na kondycji gospodarek większości państw świata, wówczas bardzo mocno uzależnionych od ropy naftowej.

– Gdy jednak kryzys się zakończył, wydaje się, że trochę o tym zapomniano. Kiedy znowu poważnie zaczęto myśleć o energooszczędności?
– Późniejsze działania, głównie te związane z energochłonnością przemysłu, transportu czy budynków, to są już regulacje na poziomie międzynarodowym, zwłaszcza te, które dotyczą bezpośrednio nas, czyli regulacje unijne. Chodzi np. o nowe dyrektywy o energochłonności budynków, w sprawie świadectwa charakterystyki energetycznej budynków oraz efektywności energetycznej. Wydano je stosunkowo niedawno, gdyż pierwsza z nich pochodzi z 2002 roku, druga z 2010 roku, a potem było jeszcze kilka nowelizacji. W najnowszej wersji dyrektywy, mającej ledwie kilka miesięcy, są postawione dosyć ambitne cele, zarówno jeśli chodzi o energochłonność budynków, efektywność energetyczną, elektromobilność, jak i udział źródeł odnawialnych w produkcji energii na zaspokajanie potrzeb budynków.

– Możemy więc spodziewać się kolejnych restrykcji?
– Może nie restrykcji, ale coraz większych wymagań. Będą one dotyczyły – jak już wspomniałem – większego udziału energii odnawialnej w zaspokajaniu potrzeb budynków, przy jednoczesnym odchodzeniu od energii wytwarzanej na ten cel z paliw kopalnych. W budynkach ma to o tyle duże znaczenie, że stanowi około 40 proc. – gdy chodzi o konsumpcyjność energii – jeżeli liczona jest do całości energii, jaka jest produkowana, a jeśli chodzi o emisyjność gazów cieplarnianych, to około 36, 37 proc. Jest więc o co walczyć!

– Czy pana zdaniem przemawia za tym autentyczna troska o środowisko, czy może raczej chęć głębszego sięgnięcia do naszych kieszeni. Oczywiście wszystko po to, aby nas do tego przekonać?
– Zawsze jest tak, że do ludzi bardziej przemawia argument, że za coś zapłacą mniej, niż więcej. Trudno jednak teraz dyskutować o kolejnych wymaganiach, które w krótkiej perspektywie niosą nowe wydatki i w dodatku sporo kosztują, a oszczędności nie widać, bo będą dopiero po wielu latach.

– Dlaczego tak się dzieje?
– Dlaczego? Użytkownicy, zwłaszcza z takich krajów, jak nasz – które wciąż są na dorobku – nie do końca wyobrażają sobie tę dłuższą perspektywę albo myślą, że ich ona nie dotyczy. Ostatnie lata pokazały jednak, że ta perspektywa dotyczy nas wszystkich. Tych bogatych i tych nieco biedniejszych.

– Czy czasem to nie jest tak, że pod pozorem oszczędzania energii czy troski o środowisko, niektórzy za wszelką cenę chcą pozbyć się paliw kopalnych? Czy nie jest to kolejna „moda”?

– Nie powiedziałbym, że jest to moda. Wspomnę, że jeszcze kilkanaście lat temu prognozy naukowców zajmujących się klimatem były traktowane troszkę po macoszemu, z przymrużeniem oka. Jednak już na naszych oczach widzimy, że one się spełniają. Nie ma wyjścia, trzeba zacząć działać. Na pewno więc nie jest to moda, a przynajmniej działania te nie powinny być traktowane jak moda, a jako systematyczne i systemowe podejście do poważnego problemu.

– Przed nami Zielony Ład? Czy jego rozwiązania są dobre dla Polski i Polaków, czy są dobre dla naszej gospodarki?
– Zielony Ład w zasadzie już się dzieje. W najnowszej dyrektywie w sprawie charakterystyki energetycznej budynków zapisane są pewne cele dotyczące procentowej ilości renowacji budynków w każdym kolejnym roku, a także ilości produkowanej energii odnawialnej. Co więc nas może czekać? Na pewno będą to kolejne kroki zmierzające w kierunku ograniczania liczby nieefektywnych energetycznie budynków, a także wprowadzenie klas energetycznych.

– Kiedy pojawi się ta nowa klasyfikacja?
– Najprawdopodobniej już pod koniec tego roku. Będziemy więc mieć budynki klasy A, B, C, a także A+.

– Co trzeba zrobić, aby np. nasz dom otrzymał klasę A+?
– Budynek w tej kategorii jest tzw. budynkiem zeroemisyjnym i dodatkowo produkuje ze źródeł odnawialnych na tyle dużo energii, że poza zaspokojeniem potrzeb własnych jej nadmiar oddawany jest do sieci.

– Czyli kolejne wydatki. Będziemy się musieli do tych przepisów dostosować?
– Tak, gdyż jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Nie ma więc wyboru.

– Według najnowszych badań Polacy chcą odnawialnych źródeł energii, ale chcą też atomu. Czy ten mix da się połączyć? To znacząco mogłoby obniżyć wydatki na energię.
– Jeśli chodzi o odnawialne źródła energii, a mówię tu przede wszystkim o wietrze i słońcu, to są to źródła…

– …niestabilne?
– Powiedziałbym raczej, że nie są tak przewidywalne jak bloki, np. węglowe czy elektrownie atomowe. Aby więc były pewnym źródłem energii, będą wymagały stosowania jakichś magazynów energii. Takich, które będą stabilizowały podaż energii w zależności od tego, w jakiej ilości i porach doby jest ona pobierana.

– A gdy np. przestanie wiać i wiatraki staną? Takie sytuacje już się przecież zdarzały. Czy wtedy trzeba będzie „przeprosić” się z węglem?
– W krótkiej perspektywie czasowej tak oczywiście może być, ale w dłuższej perspektywie rozwiązaniem raczej nie będą kotły opalane węglem, a elektrownie atomowe. To one będą stabilizowały podaż energii, gdy nie będzie silnego wiatru lub odpowiedniego nasłonecznienia. W sytuacji, gdy nie mamy odpowiednio pojemnych magazynów energii, i nie chodzi tu o akumulator czy kondensator, tylko elektrownia atomowa może przejąć produkcję energii w odpowiednio krótkim czasie.

– A może to jednak wodór zbawi świat?
– Rozwiązania wodorowe, według mnie, nie będą miały dużego udziału, jeśli chodzi o budownictwo mieszkaniowe. Natomiast wodór na pewno, oczywiście w dłuższej perspektywie, zastąpi gaz.

– Skąd to wiadomo?
– Gazu mamy ograniczoną ilość. Jest źródłem wyczerpywalnym. I w końcu go zabraknie.(…)

Informacje o wpisie:

Udostępnij:

Logowanie

Zaloguj się aby zarządzać serwisem www